Idź do Polska360.org

1 WRZEŚNIA 1939 R ROZPOCZĄŁ SIĘ NAJBARDZIEJ KRWAWY KONFLIKT ZBROJNY W DZIEJACH. NIECAŁE TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ, 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU W OGNIU STANĘŁY KRESY WSCHODNIE.

Zmasowany atak regularnych oddziałów sowieckich poprzedziły działania grup sabotażowo-dywersyjnych przy wsparciu służby ochrony granicy ZSRR. Jednostki NKWD ochraniające granicę otrzymały zadanie podjęcia walki z oddziałami polskiego Korpusu Ochrony Pogranicza oraz wcielenia się w rolę przewodników po polskim pasie granicznym dla zdezorientowanych czerwonoarmistów. Przed świtem 17 września 1939 roku polskie strażnice stanęły w ogniu – Kresy umierały, wlewała się na nie blisko półmilionowa armia wroga. W tym samym czasie w Moskwie ambasador RP Wacław Grzybowski desperacko (i bezskutecznie) usiłował protestować przeciwko bezprawiu: wejście Sowietów na Kresy oznaczało przecież pogwałcenie szeregu ustaleń międzynarodowych i porozumień pomiędzy Polską a ZSRR, w tym tego najważniejszego – układu o nieagresji. Jednak wszystkie drzwi, do których pukał Grzybowski pozostały zamknięte. Jakby tego było mało, polscy dyplomaci przebywający w ZSRR pozbawieni zostali wszelkich, przysługujących im z racji sprawowanej funkcji, przywilejów. W tej, groźnej i dwuznacznej sytuacji, dopiero interwencja ambasadora niemieckiego hrabiego von Schulenberga sprawiła, że Stalin wyraził zgodę na ewakuację polskiego korpusu dyplomatycznego do Finlandii. Dyplomaci, NIE DOSTRZEGAJĄC JUŻ SZANS NA POPRAWĘ SYTUACJI, wyjechali…

Gdy 17 września 1939 r. Armia Czerwona (łącznie 750 tys. żołnierzy) przekroczyła granicę wschodnią Polski, pozostawiona do ochrony tejże granicy, osamotniona formacja, składała się z dowództwa, 1 brygady (Brygada KOP „Polesie”) oraz 7 pułków (były to pułki : „Wilno”, „Głębokie”, „Baranowicze”, „Polesie”, „Sarny”, „Równe” i „Podole”). Ze względu na włączenie najwartościowszych żołnierzy w struktury armii walczącej z Niemcami, na granicy wschodniej pozostali mniej doświadczeni rekruci i zwyczajni rezerwiści. Mimo tego, KOP nie zamierzał kapitulować. 21 września dowódca naczelny Korpusu, generał Wilhelm Orlik-Rückemann przegrupował swoje siły w rejonie Woli Kucheckiej (blisko 9 tysięcy żołnierzy, w tym 300 oficerów) i nakazał natychmiastowy marsz w kierunku Kocka, następnie zaś, w miarę możliwości, dołączenie do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. bryg. Franciszka Kleeberga – a co za tym idzie : dalszą walkę. Po drodze, na przełomie 29 i 30 września doszło do zainicjowanego przez Kopistów dramatycznego starcia pod Szackiem. Grupa solidnie dała się odczuć 52 Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej – wieś została dosłownie zmieciona z powierzchni ziemi ostrzałem artyleryjskim, o zwycięstwie zaś rozsądziła bezpośrednia walka wręcz – na bagnety, niejednokrotnie też pięści, głowy i kamienie. Znalezione zaopatrzenie poprawiło sytuację wyczerpanych fizycznie i psychicznie polskich żołnierzy. Pościg za Sowietami trwał do wieczora – bez większych jednak rezultatów : Rosjanie najzwyczajniej w świecie uciekli.

Następnego dnia Kopiści zdemolowali przednie straże kolejnej sowieckiej dywizji, później zaś ruszyli w kierunku Bugu, przedzierając się przez pozycje sowieckie. 350 żołnierzy zginęło, prawie tysiąc zaś odniosło rany. Straty objęły też amunicję i sprzęt – niewielkie pocieszenie stanowić mógł fakt, że wrogowi – relatywnie – dostało się dużo bardziej.

30 września Kopiści ruszyli na Parczew – był to już ich ostatni bojowy zryw. Pod Wytycznem, podczas przekraczania drogi z Lublina do Włodawy znaleźli się kleszczach oddziałów pancernych Armii Sowieckiej, idącej właśnie spod Włodawy. Całodzienna walka zakończyła się koszmarną jatką – wobec takiego rozwoju wypadków, dowódca KOP nakazał odwrót i natychmiastowe rozwiązanie grupy bojowej. Wojna była przegrana.

Brak amunicji i sprzętu, fizyczne i psychiczne wyczerpanie żołnierzy, przede wszystkim zaś nadchodzące, coraz gorsze wiadomości z pozostałych odcinków frontu przesądziły o końcu tej nierównej walki. Generał Orlik-Rückemann nadzwyczajnym rozkazem zwolnił wszystkich żołnierzy ze złożonej przysięgi wojskowej i 1 października 1939 r. oficjalnie rozwiązał (liczące nadal blisko 3 tys. żołnierzy) zgrupowanie bojowe. Pozostawieni samym sobie żołnierze, drobnymi grupami przedostawali się do Rumunii i na Litwę bądź byli aresztowani przez Sowietów. Rozpoczynała się zupełnie inna walka.

Natychmiast po zajęciu Kresów, jeszcze 17 września 1939 roku, aparat represyjny NKWD przystąpił do realizacji swojej podstawowej misji: całkowitego opanowania zagrabionych ziem i błyskawicznego zduszenia jakichkolwiek form oporu przeciwko nowej władzy. Podstawowym więc celem, poza oczywistym militarnym, była jak najszybsza organizacja skutecznie działającej administracji, wspieranej siłami policyjnymi, odpowiedzialnej za stopniową sowietyzację zajętych terenów w niedalekiej przyszłości. Jeszcze w trakcie trwania działań wojennych, ostentacyjnie zepchnięto Polaków na sam dół drabiny społecznej, wywyższając „wyzwolone” mniejszości, co w naturalny sposób błyskawicznie doprowadziło do głębokiego zantagonizowania społeczeństwa. Niemal równolegle do akcji militarnej rozpoczęły się represje. Ich kres położy dopiero wybuch wojny sowiecko-niemieckiej w dniu 22 CZERWca 1941 Roku.

Już 19 września 1939 Ławrentij P. Beria wydaje „Rozkaz Nr 0308”, nakazujący przekazywanie jednostkom NKWD polskich jeńców wojennych, zatrzymanych przez Armię Czerwoną na anektowanych terenach. Rozkaz ten precyzuje również procedury ich rozmieszczania w obozach jenieckich. Powstaje ponad sto takich obozów, z czego nazwy tych najbardziej znanych – Kozielska, Ostaszkowa, Starobielska czy Griazowca, wkrótce nabiorą dla Polaków nowego, złowrogiego znaczenia. Obozy te, jak również obozy przejściowe, rozdzielcze, zbiorcze czy pracy przymusowej zapełniają się w zastraszającym tempie, wkrótce przebywają w nich dziesiątki tysięcy ludzi. Pomimo zakończenia akcji militarnej i ustanowienia na dawnych Kresach najpierw tymczasowej administracji, następnie zaś ich formalnego włączenia do ZSRR w początkach listopada 1939, represje nie ustają. Trwają aresztowania i zatrzymania, dokonywane przez Sowietów na podstawie gotowych już list proskrypcyjnych. Ważną rolę odgrywa tu także „donos obywatelski”. Program sowietyzacji Kresów przebiega zgodnie ze scenariuszem – NKWD własnymi siłami i przy wsparciu miejscowej ludności „czyści” zajęte ziemie z osób, będących zdaniem władz, największym zagrożeniem dla sowieckich porządków. Nie bez znaczenia jest także, poza czynnikiem politycznym i specyficznie pojmowanym czynnikiem bezpieczeństwa państwa, element ekonomiczny: poddane tego rodzaju represjom podbite społeczeństwo jest w stanie zapewnić państwu radzieckiemu dziesiątki tysięcy darmowych rąk do pracy w przemyśle, który w obliczu rozwijającej się wojny, zdaje się być nienasycony.

 

 

 

CO BYŁO DALEJ ....

Na nieludzką ziemię ...

14 grudnia 1939 r. w Berlinie, po serii spotkań i ustaleń pomiędzy stronami, dokonano ostatecznej wymiany dokumentów ratyfikujących niemiecko-sowiecki układ o przyjaźni i granicy, podpisany 28 września 1939 roku a więc w niecałe dwa tygodnie po zajęciu polskich Kresów Wschodnich przez Armię Czerwoną. W wigilię Bożego Narodzenia, 24 grudnia 1939 roku, Józef Stalin, w depeszy do ministra Ribbentropa, pisał we wzniosłych słowach o przypieczętowanej krwią przelaną w boju przyjaźni niemiecko – sowieckiej.

Akcja „przywracania spokoju” na terenach anektowanych Polsce nabierała zastraszającego rozmachu. Jakkolwiek w świetle prawa międzynarodowego tereny zagarnięte przez ZSRR (podobnie jak te, zagarnięte przez Niemców) miały status terytorium okupowanego (a więc stanowiły w dalszym ciągu integralną część Państwa Polskiego), Stalin, posługując się imieniem Związku Radzieckiego, ustanawiał i bezwzględnie egzekwował własne prawa.

Równolegle z opresyjno-represyjnym aparatem NKWD, działały niejako oddolnie lokalne organizacje, składające się z lojalnych Związkowi Radzieckiemu byłych obywateli polskich, pochodzenia ukraińskiego i białoruskiego A TAKŻE ŻYDOWSKIEGO, robiących wszystko, co w ich mocy, aby nigdy nie powróciło status quo ante. 22 października 1939 roku odbyły się wybory do utworzonego przez władze ZSRR Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Białorusi. Po kampanii wyborczej i samych wyborach przeprowadzonych w atmosferze absolutnego terroru, władze sowieckie poinformowały o swoim tryumfie - frekwencja dochodziła do 100 %, zaś kandydaci popierani przez ZSRR zdobyli 90 proc. głosów. Zalegalizowane w ten sposób Zgromadzenie obradowało w dniach 28–30 października w Białymstoku pod hasłem „Śmierć Białemu Orłowi” zaś wynik tych obrad był łatwy do przewidzenia. 2 listopada 1939 Rada Najwyższa ZSRR przychyliła się do „prośby” Zgromadzenia o włączenie „Zachodniej Białorusi” w skład ZSRR. W identyczny sposób potraktowano „prośbę” Zgromadzenia Narodowego Ukrainy Zachodniej, obradującego dwa dni wcześniej we Lwowie.

Aresztowania i zatrzymania „wrogów narodu”, głównie Polaków, odbywały się praktycznie każdej nocy. Zwalano polskie pomniki, zamykano kościoły, nacjonalizowano majątki. W atmosferze terroru i bezprawia nowa władza instalowała się na Kresach. Ten, komu udało się we względnym spokoju przeżyć kolejną noc, mógł się uważać za szczęśliwca. Wrogiem był sowiecki funkcjonariusz z malinowym otokiem na czapce, wrogiem mógł być jednak także każdy z sąsiadów, mówiący z nieco innym akcentem, stanowiący teraz w oczach władzy sowieckiej „czynnik społeczny” - istotny politycznie element w walce z „polskim wyzyskiem i niesprawiedliwością”.

10 lutego 1940 roku prasa gadzinowa w okupowanej przez Niemców Warszawie zamieściła przekład korespondencji „Frankfurter Zeitung” z Moskwy o ukończeniu „demarkacji niemieckiej i sowieckiej strefy interesów”. Linia demarkacyjna, a więc sowiecko - niemiecka granica oznaczająca iv rozbiór polski, ciągnęła się wzdłuż linii rzek San-Bug-Narew-Pisa. Tego samego dnia o świcie do tysięcy polskich domów na Kresach załomotały pięści funkcjonariuszy NKWD. Rozpoczęły się masowe deportacje. W czterech kolejnych wielkich falach deportacyjnych przymusowo wysiedlono co najmniej kilkaset tysięcy (A MÓWI SIĘ NAWET O DWÓCH MILIONACH) Polaków. Osadników wojskowych, leśników, kolejarzy, rodziny polskich oficerów i żołnierzy osadzonych w obozach jenieckich, starców, dzieci, chorych, ułomnych …

Podróżowali w bydlęcym wagonie w nieznane, cierpiąc głód, choroby, zimno. Na zawsze wyrzuceni ze swoich domów, bezprizorni, specperesielency, administratywni … Tylko część dotarła do miejsca przeznaczenia. Resztę grzebano w jałowej ziemi lub po prostu wyrzucano z jadącego pociągu w śnieg. Płacz, krzyk dzieci, głód i zimno. Drogę tych eszelonów znaczyłyby polskie krzyże gdyby ktoś miał wtedy czas i możliwość aby je stawiać.

Zatrzymajmy się na chwilę przy mechanizmie WYPĘDZENIA. Wysiedlenia zaczynały się najczęściej w środku nocy lub o świcie. Wyjątek stanowiła deportacja uchodźców z czerwca 1940 R., kiedy to ludność gromadzono stopniowo, w ciągu kolejnych dni, najczęściej pod pretekstem stawienia się na wyjazd do niemieckiej strefy okupacyjnej, o co większość wówczas deportowanych bezskutecznie zresztą zabiegała.

Specjalne grupy operacyjne, po otrzymaniu wykazu osób podlegających zatrzymaniu, udawały się wraz z uzbrojonym konwojem pod wskazane adresy, budziły wyznaczone rodziny, mężczyzn (jeśli byli) stawiały pod ścianą, by uniemożliwić jakikolwiek opór, po czym przeprowadzały gruntowną rewizję w celu wykrycia broni, amunicji, obcej waluty i materiałów kontrrewolucyjnych. Dość często korzystały przy tym z lokalnych działaczy, którzy służyli im za przewodników i tłumaczy. Po zakończonej rewizji wyznaczano czas na spakowanie najniezbędniejszych rzeczy i podwodami transportowano zatrzymanych do miejsc formowania się składów deportacyjnych.

Deportacja oznaczała w praktyce utratę całego posiadanego dotąd majątku. Instrukcja Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRr z grudnia 1939 roku o porządku przesiedlania polskich osadników z zachodnich obwodów USRS i BSRS przewidywała prawo do zabrania jedynie 500 kg dobytku na rodzinę – najczęściej ubrań i podstawowych sprzętów domowych. Bywało i tak, że konwój nie pozwalał na zabranie prawie niczego. W kolejnych falach deportacyjnych kontyngent ten zmniejszono do 100 kg. Pozostawione mienie przechodziło na własność państwa. Wiele rzeczy, zanim udało się je zabezpieczyć, rozkradali okoliczni mieszkańcy oraz lokalni komunistyczni działacze partyjni.

Ostatnia wielka deportacja ludności polskiej miała miejsce w czerwcu 1941 roku. Mimo wybuchu wojny z Niemcami, sowieci konsekwentnie realizowali swój plan „przywracania spokoju”. Mimo atakujących sztukasów, towarowe pociągi z wysiedlanymi Polakami jechały na Wschód. Ile z nich nie dotarło na miejsce – nie wiadomo do dziś …

14 marca 1940 R. w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, odbyła się narada. Uczestniczyło w niej kilkanaście osób, wśród nich szefowie Zarządu NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz komendanci wojskowi zarządów obwodowych NKWD. To im wówczas zlecono wymordowanie jeńców. 22 marca Beria wydał rozkaz nr 0350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR” – w tych więzieniach większość więźniów stanowili polscy oficerowie i policjanci. 1 kwietnia z Moskwy wyszły trzy pierwsze listy – zlecenia skierowane do obozu ostaszkowskiego. Zawierały nazwiska 343 osób i były początkiem akcji „rozładowania obozów”. DAŁO TO POCZĄTEK ZBRODNI NA NIESPOTYKANĄ SKALĘ - ZBRODNI KATYŃSKIEJ - W TRAKCIE KTÓREJ, W MARCU I KWIETNIU 1940 R. ZAMORDOWANO STRZAŁEM W TYŁ GŁOWY BLISKO 22.000 OFIAR. MIESIĄC PÓŹNIEJ ICH RODZINY, NIE WIEDZĄCE NIC O TRAGEDII, DEPORTOWANO DO KAZACHSKIEJ SRR. DO DNIA DZISIEJSZEGO NIE JEST ZNANA OSTATECZNA LICZBA OFIAR.

Oficerów polskich wymordowano na rozkaz Stalina, a wiernym i gorliwym wykonawcą jego woli, jeżeli nie wprost pomysłodawcą tego projektu, był szef NKWD Ławrentij Beria. Powodem tej decyzji była prawdopodobnie stwierdzona w trakcie „rozpracowywania” jeńców w trzech obozach całkowita ich nieprzydatność z punktu widzenia interesów ZSRR. Zdecydowana większość z nich nie była skłonna do współpracy z organami sowieckimi i dlatego jako ludzie o wysokim poczuciu godności i niezależności, w zbrodniczym systemie stalinowskim musieli zginąć.

Requiem dla Kresów

PO TRZECH LATACH OKUPACJI KRESÓW WSCHODNICH PRZEZ III RZESZĘ (1941 - 1944), Nocą z 3 na 4 stycznia 1944 roku, w ciszy, Armia Sowiecka ponownie znalazła się na terenie Rzeczypospolitej, przekraczając ustaloną Traktatem Ryskim z 1921 r. granicę polsko–radziecką. Jej pierwsze oddziały wkroczyły do Polski w okolicy wołyńskich Sarn, niedaleko dawnej placówki K.O.P. w Rokitnie. Nie doszło początkowo do nawiązania kontaktu z siłami Wołyńskiego Okręgu AK. Sowieci skupili się na organizacji wieców i pogadanek propagandowych w zajmowanych przez siebie miejscowościach, potrząsali też nieco polityczną „szabelką”, informując zdezorientowaną ludność, iż miejscowa społeczność ukraińska oficjalnie „oddała się pod opiekę Związku Sowieckiego”. Taka deklaracja, zawarta w odczytywanym Polakom rzekomym liście wołyńskich Ukraińców do Stalina, zapowiadała rychłe kłopoty i zwiastowała nadchodzące próby włączenia tych ziem do Związku Radzieckiego.

4 stycznia 1944 r, a więc dzień po wkroczeniu Sowietów na Kresy, w Moskwie ogłoszony został „Projekt Deklaracji PKWN” – Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. W szeregu innych zagadnień poruszał on kwestię przyszłych granic Rzeczypospolitej po zakończeniu wojny. Autorzy „Projektu”, w tym przede wszystkim Wanda Wasilewska, postulowali umocnienie przyszłej pozycji kraju nad Bałtykiem i znaczące przesunięcie granic z ZSRR na zachód, pozostawiając kwestię uregulowania wschodniej granicy RP w dyspozycji władz Związku Radzieckiego.

Przełom lat 1943 i 1944 to okres, gdy ostatecznie uformowała się wypracowana wspólnie przez Stalina oraz polskich komunistów koncepcja organizacyjna przyszłego państwa polskiego. Koncepcja ta nie uwzględniała w zasadzie przyszłych roszczeń Rządu RP na UCHODŹSTWIE i nie brała pod uwagę jego udziału w odbudowie państwa po wojnie. Zakładała za to oparcie odbudowy (a w zasadzie przebudowy) Rzeczypospolitej na wiernych ZSRR działaczach komunistycznych oraz kontrolowanym przez jego władze wojsku. Ogłoszenie „Projektu Deklaracji PKWN” było zatem swego rodzaju „zatwierdzeniem” wypracowanych wcześniej koncepcji – Stalin, nie ponaglany przez współpracujących z nim polskich działaczy komunistycznych, nie musiał się spieszyć z ustanawianiem nowej administracji na zajmowanych terenach, zyskując czas na szerzenie dalszej propagandy, pozyskiwanie kolejnych zwolenników i zastraszanie opornych.

W lutym 1944 r. Armia Sowiecka znalazła się w odległości niecałych 50 km od Bugu. Oprócz zagadnień wojskowych, związanych z prowadzonymi działaniami frontowymi, Stalin stanął przed narastającym problemem polityczno-narodowościowym na zajmowanych terenach. Oto na zapleczu jednostek Armii Czerwonej coraz aktywniej działała ukraińska partyzantka, równie niechętna Sowietom, co leczącym jeszcze rany po "Krwawej Niedzieli" pół roku wcześniej Polakom, GDY W TRAKCIE MASOWYCH ZBRODNI, POPEŁNIANYCH PRZEZ UKRAIŃSKICH NACJONALISTÓW, KTÓRE PRZESZŁY DO HISTORII POD NAZWĄ RZEZI WOŁYŃSKIEJ STRACIŁO ŻYCIE OD 60.000 DO NAWET 100.000 POLAKÓW, ZAMORDOWANYCH - NIERAZ W BESTIALSKI SPOSÓB - PRZEZ ŻOŁNIERZY I WSPÓŁPRACOWNIKÓW uPA (UKRAIŃSKIEJ ARMII POWSTAŃCZEJ). Centralne Biuro Komunistów Polskich, niewątpliwie wypełniając wolę Stalina, w lutym 1944 r. podjęło decyzję o przesunięciu zasadniczych sił 1 Korpusu Polskiego z terenu Smoleńszczyzny w głąb Frontu Ukraińskiego czyli de facto wycofanie ich z pierwszej linii: obecność wojska w środku frontu miała jednak wpłynąć uspokajająco na niezręczną sytuację (a także, co nie jest bez znaczenia, poprzez stale prowadzony pobór do armii, pozbawiać cennych kadr zarówno jednostki Armii Krajowej, jak i siły ukraińskiego podziemia, wyciszając narodowościowe dążenia obu stron). Jednocześnie należy zaznaczyć, iż polscy działacze komunistyczni wielokrotnie podnosili w Moskwie kwestię mordowania obywateli polskich przez Ukraińców, skarżąc się, iż proceder ten odbywa się za cichą zgodą (a przynajmniej wobec braku reakcji) zainstalowanych na miejscu nowych władz sowieckich. Podnoszono zwłaszcza kwestię niedawnych masowych zbrodni UPA na Wołyniu, skargi te pozostawały jednak bez echa.

Tymczasem Armia Krajowa rozpoczęła realizację przygotowanej i prowadzonej przez rząd londyński akcji „Burza”, mającej zaprezentować gotowość Polaków do wspólnej z Sowietami walki o wyzwolenie ojczyzny i zwycięstwo nad faszystami. POLACY NIGDY NIE POTRAKTOWALI KRESÓW JAKO TERYTORIUM STRACONEGO I ODDANEGO WROGOWI - Od września 1939 r. na całym obszarze Kresów, ze szczególnym natężeniem na obszarze woj. wileńskiego, nowogródzkiego i białostockiego, istniały zalążki, a następnie rozbudowane struktury cywilne i wojskowe Polskiego Państwa Podziemnego – Służba Zwycięstwu Polsce, a następnie ZWZ-AK. W 1944 R. TA STRUKTURA BYŁA JUŻ OKRZEPNIĘTA I GOTOWA DO OSTATECZNEJ WALKI POMIMO niezmiernie utrudnionyCH z uwagi na podzielenie TERYTORIUM przez władze niemieckie na szereg oddzielnych jednostek administracyjnych o innych zasadach i obowiązujących dokumentach CO UTRUDNIAŁO rozwój działalności struktur konspiracyjnych. Akcja „Burza” oprócz założeń militarnych, polegających na pełnej współpracy AK z ARmią Czerwoną niosła też ze sobą element gry psychologicznej. Jednostki polskie witały bowiem wkraczające oddziały sowieckie i składały deklaracje współpracy, występując tym samym w roli gospodarzy na własnej ziemi - na ogarniętych wojnĄ Kresach Wschodnich miało to szczególne znaczenie. Naiwnie sądzono, iż w oczach Sowietów będzie to wystarczający sposób potwierdzenia polskich praw do własnej państwowości na zajmowanych terenach i stworzy w przyszłości platformę porozumienia ze Związkiem Radzieckim.

Rosjanie z początku zdawali się rozumieć polskie stanowisko i sprawiali wrażenie chętnych do współpracy. żądali jedynie pełnego podporządkowania bojowego napotkanych dywizji własnemu dowództwu (co w warunkach wojennych było jak najbardziej zrozumiałe) oraz całkowitej reorganizacji struktur – z partyzanckich na regularne liniowe. Zapewniali przy tym broń i wyposażenie zgodnie z obowiązującymi w Armii Czerwonej normami, deklarowali również gwarancję nietykalności. Nie protestując początkowo przeciwko podtrzymywaniu narodowego charakteru włączanych do własnej armii jednostek, bezwarunkowo zabraniali jakichkolwiek działań partyzanckich na tyłach frontów. Jednostki, które nie chciały podporządkować się nowym zasadom były bezlitośnie tępione. Wkrótce okazało się, że stosunek Sowietów do polskich żołnierzy nie jest bynajmniej tak przyjacielski, jak zdawać by się mogło w pierwszych dniach nawiązywania współpracy. Sowieckie służby specjalne szybko rozpracowały w zasadzie wszystkie środowiska partyzanckie działające na zajętych przez siebie terenach. Rozpoczęła się fala szerokich represji. Współdziałanie bojowe AK z Armią Czerwoną stao się w praktyce nierealne. Polskie jednostki, które zdecydowały się na sowieckie warunki współpracy, już po kilku dniach, czasem po tygodniu lub dłużej, były rozbrajane, zaś żołnierzy aresztowano i wywożono w głąb ZSRR.

Szczególnie dramatyczną i przykrą w skutkach okazała się współpraca z Sowietami podczas wyzwalania WILNA I LWOWA. Jeśli do tej pory rząd londyński mógł mieć jakieś złudzenia co do celowości i zasadności akcji „Burza”, podczas tYCH konfrontacji z faszystami Sowieci ukazali swoje prawdziwe zamiary. Mimo szeregu sukcesów AK, która samodzielnie, nie czekając na Rosjan, PODJĘŁA WALKĘ Z OKUPANTEM, ROZPOCZYNAJĄC OPERACJĘ “OSTRA BRAMA”, PO ZAKOŃCZENIU WALK NA WYZWOLICIELI WILNA CZEKAŁA JEDNAK NIE DALSZA WSPÓŁPRACA MILITARNA Z SOWIETAMI A aresztowania dowództwa Okręgu Wileńskiego w Boguszach i internowanie tysięcy ŻOŁNIERZY I WSPÓŁPRACOWNIKÓW AK w Miednikach. PODOBNY LOS SPOTKAŁ dowództwO I ŻOŁNIERZY Okręgu Lwowskiego, USIŁUJĄCYCH WZNIECIĆ TZW “POWSTANIE LWOWSKIE” W KOŃCU LIPCA 1944 R. DOPÓKI TRWAŁY WALKI I STOPNIOWO WYPIERANO NIEMCÓW, SOWIECI PRZYGLĄDALI SIĘ SYTUACJI Z ŻYCZLIWYM ZAINTERESOWANIEM, NIE ANGAŻUJĄC SIĘ JEDNAK W ROZWÓJ WYDARZEŃ. PO ZŁOŻENIU BRONI DOWÓDZTWO ORAZ BIORĄCY UDZIAŁ W WALKACH ŻOŁNIERZE ZOSTALI PODSTĘPNIE ARESZTOWANI I UWIĘZIENI W ŁAGRACH SOWIECKICH.

Rozpoczęta w 1944 r. okupacja sowiecka Kresów została przypieczętowana w Poczdamie włączeniem tych ziem do Litewskiej, Białoruskiej i Ukraińskiej SRR. Niezłomni Żołnierze Kresowi z szeregów ARMII KRAJOWEJ i struktur poakowskich na tych terenach, jeśli nie zdołali przedostać się na tereny powojennej Polski, byli masowo aresztowani i SKAZYWANI na wieloletnie wyroki W łagrACH sowieckich. W TYM SAMYM CZASIE trwała wielka akcja repatriacji Polaków z DAWNYCH Kresów na tereny zachodnie powojennej Polski, NA TZW “ZIEMIE ODZYSKANE”. KRESY WSCHODNIE POGRĄŻYŁY SIĘ W MROKU - ROZPOCZĘŁA SIĘ trwająca kilkadziesiąt lat okupacja KOMUNISTYCZNA. Już wkrótce na wschód miały wyruszyć kolejne wagony, wioząc na zesłanie, do wiezień i łagrów tych, którzy walczyli o WOLNĄ POLSKĘ. Niektórzy z nich POWRACALI Z WYGNANIA DOPIERO W LATACH 1956 - 1958.

NIEKTÓRZY nigdy nie powrócili do swoich domów ...

© Fundacja Polska 360  2020 - 2022 / Wszystkie prawa zastrzeżone
DO GÓRY